sobota, 4 grudnia 2010

Wielka płyta w Polsce

Po zakończeniu II wojny światowej w 1945 roku przyszedł czas na liczenie strat. Polska która znalazła się pod okupacją ZSRR w ciągu poprzednich 6 lat okrutnie ucierpiała. Zginęło 5 600 000 Polaków, co stanowiło 16% ludności kraju, sytuując Rzeczpospolitą na niechlubnym 4 miejscu wśród państw na świecie (ZSRR- 23 mln, Chiny- 20 mln, Niemcy- 7 mln zabitych).


Do nowego rozdziału historii przystąpiło społeczeństwo, które wiele wycierpiało i jeszcze wiele wycierpieć miało. Jednym z głównych problemów PRL był brak mieszkań. W roku 1950 na 1 mieszkanie przypadało 5 osób, z tym, że w większości były to mieszkania małe i szybko odbudowane po zniszczeniach wojennych, dodatkowo do statystyk podciągano niemalże każde pomieszczenie mające dach i cztery ściany.



Nic dziwnego, że władze PRL ruszyły do rozwiązania tego problemu, zarówno fizycznie jak i propagandowo. Odbudowa Warszawy oraz Nowa Huta stały się przewodnimi tematami informacyjnymi na terenie całego kraju. Prawda jest taka, że mimo ogromnego "wysiłku społecznego" nie odnotowano znaczących sukcesów w budownictwie mieszkaniowym.



Sytuacja miała się odmienić wraz z nadejściem lat 70-tych i nowego
I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka. Za pozwoleniem ZSRR, Gierek zaciągnął na Zachodzie kredyty na rozwój kraju i od tego momentu przypada okres największego rozwoju technologii wielkopłytowej w Polsce.


Technologia wielkopłytowa powstała w Europie Zachodniej po I wojnie światowej. Pierwsze większe konstrukcje z betonowej "wielkiej płyty" powstały w końcu lat 30. we Francji, Szwecji i Finlandii, z krajów kapitalistycznych stały się ponadto dość powszechne w Niemczech. Już w połowie lat 70. ostatecznie zrezygnowano w Zachodniej Europie z technologii wielkopłytowej, głównie ze względu na narastające koszty transportu ciężkiego.

W Polsce pierwszy blok tego typu powstał w Krakowie - Nowej Hucie na osiedlu Hutniczym, następne w 1958 roku na warszawskich Jelonkach. W 1967 roku zorganizowano konkurs na opracowanie kompleksowego systemu budownictwa mieszkaniowego. Miał się opierać na zachodnich doświadczeniach z wielką płytą. Wygrał go projekt systemu W-70. Z początkiem 1970 roku rozpoczęła się prawdziwa era wielkiej płyty. Niemal półtora tysiąca inżynierów w całej Polsce projektowało na podstawie systemu W-70. Bloki budowano nawet na wsi w pegeerach.


Pracę architektów utrudniały jednak normy budowlane. Co do centymetra określały np. wielkość pomieszczeń – Polska była jedynym krajem na świecie, w którym normy definiowały maksymalną liczbę metrów kwadratowych przypadających na jednego mieszkańca (norma dopuszczała jednak wyjątki, np. artystom przysługiwał dodatkowy pokój na pracę w domu). Nawet w Związku Radzieckim było odwrotnie, tam zapewniano minimalną liczbę metrów dla jednego człowieka. Ponadto ważniejszy głos od architekta zawsze miał zasłużony działacz partyjny.



Do konstrukcji prefabrykowanych płyt potrzebne było stworzenie sieci fabryk domów. Cztery pierwsze kupiono z ZSRR i powstały w Gdańsku, Bydgoszczy, Warszawie i Łodzi, natomiast kolejne budowano już samodzielnie (ich liczba wynosiła około 160). Fabryki te były ogromnymi zakładami pracy, gdzie wytwarzano gotowe ściany wraz z oknami i elewacjami, posiadały także istotną zaletę - podczas wojny można było je łatwo przerobić na warsztaty dla czołgów.

Mimo ogromnych nakładów finansowych poniesionych na zakup zachodniego oprzyrządowania prefabrykaty posiadały mnóstwo wad i uszkodzeń. Polscy robotnicy nie stosowali się do zaleceń producenta.


Bylejakość była też standardem na budowach osiedli. Spowodowane było to nierealnymi terminami narzuconymi przez partię oraz brakami materiałowymi, które prowadziły zarówno do zastojów jak i kradzieży w prywatnych celach. Często spotykało się łączenie jedynie co drugiego zaczepu między płytami, albo zapychanie otworów wszystkim co wpadło pod rękę stosując beton jedynie na wierzch jako uzupełnienie.


Po odzyskaniu niezależności w roku 1989 zastąpiono wielkie spółdzielnie budowlane prywatnym budownictwem lub działalnością deweloperską spowodowało to upadek budownictwa wielkopłytowego. Fabryki domów pocięto i wywieziono na złom. Ale bloki z wielkiej płyty wciąż stoją. W czterech milionach mieszkań nadal żyje blisko dwanaście milionów Polaków.


A jaka jest przyszłość przed budynkami z wielkiej płyty?

Według badań przeprowadzonych w latach 80, wyliczono, że trwałość połączeń nawet przy marnym wykonaniu wynosi około 90 lat, a jakość płyt gwarantuje przynajmniej 110 lat użytkowania. Także betonowe blokowiska nie znikną szybko z naszego krajobrazu, ale pewnikiem jest, że coraz częściej będziemy oglądali obrazki takie jak ten:

3 komentarze:

  1. Osiedle Pruitt-Igoe w USA służące jako jedna z ilustracji nie jest zbudowane z wielkiej płyty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam się dokładnie na statystykach, ale jestem zdania, że jak najbardziej takich mieszkań w blokach z wielkiej płyty jest cała masa. Nawet niedawno na stronie https://iursus.pl/artykul/mieszkanie-w-bloku-z/1153845 miałam okazję przeczytać bardzo fajny wpis na temat takiego budownictwa.

    OdpowiedzUsuń